Dyrektorzy
Jak zostać dyrektorem kreatywnym?
W pierwszej połowie lat 90 tych, w agencji w której pracowałem, było dwóch równorzędnych dyrektorów kreatywnych. Dyrektor ds. Obrazu i Dyrektor ds. Słowa. Ten pierwszy, przywieziony w bagażu podręcznym z dalekiego kraju, spędzał tyle czasu w pubie na Tamce, że przypuszczalnie został potraktowany jako kamień węgielny i wmurowany w fundament nowopowstałego budynku. Do dzisiaj jak tam przejeżdżam mur spogląda na mnie jego skacowanym spojrzeniem i wydaje pomruk angielskiej prowincji. Dyrektor ds. Słów, człowiek wielkiego serca, zawsze uśmiechnięty i otwarty przygarnia teraz bezpańskie psy i koty, gdzieś pod Warszawą.
Czas „ekspatów” bezpowrotnie minął. Czasy kiedy dyrektor kreatywny po dwudniowym szaleństwie wjeżdżał na dziedziniec agencji czterokonną dorożką, krzycząc - Mam wszystko w dupie, odeszły wraz z nimi. Nie wystawia się już rachunków na piłeczki do ping-ponga czy pedicure zrobiony na planie w RPA. Nikomu z dzisiejszych dyrektorów kreatywnych nie wystarcza odwagi, żeby na recepcji powiedzieć głośno „idę na squasha, będę za dwie godziny”. Który z nich wykaże się rozbrajającą dziecięcą naiwnością i położy przed klientem projekty, a potem odwróci się na pięcie i wyjdzie z teamem kreatywnym mówiąc - Projekty muszą bronić się same.
Jak dołączyć do grona dyrektorów? Jest wiele sposobów.
Za zasługi droga ciężka i wymaga niemałych osiągnięć. Za kombatanctwo nietrudno, ale długo. Część się wykruszy, nie dotrwa, zmieni branżę albo po prostu wykorkuje i sprawa załatwiona. Przez przypadek raczej rzadko, ale można. W pewnej liczącej się agencji, pracownik działu kreacji został z dnia na dzień dyrektorem. Tak po prostu. Wskazany palcem dołączył do panteonu. Z kolei inny był policjantem po kursie DTP i prosto ze skrzyżowania w Monachium przyjechał do Polski, aby zostać dyrektorem kreatywnym w dużej agencji.
Najprostszą i najszybszą metodą jest założenie własnej agencji. Wydrukowanie wizytówki trwa zaledwie 5 minut.
W pierwszej połowie lat 90 tych, w agencji w której pracowałem, było dwóch równorzędnych dyrektorów kreatywnych. Dyrektor ds. Obrazu i Dyrektor ds. Słowa. Ten pierwszy, przywieziony w bagażu podręcznym z dalekiego kraju, spędzał tyle czasu w pubie na Tamce, że przypuszczalnie został potraktowany jako kamień węgielny i wmurowany w fundament nowopowstałego budynku. Do dzisiaj jak tam przejeżdżam mur spogląda na mnie jego skacowanym spojrzeniem i wydaje pomruk angielskiej prowincji. Dyrektor ds. Słów, człowiek wielkiego serca, zawsze uśmiechnięty i otwarty przygarnia teraz bezpańskie psy i koty, gdzieś pod Warszawą.
Czas „ekspatów” bezpowrotnie minął. Czasy kiedy dyrektor kreatywny po dwudniowym szaleństwie wjeżdżał na dziedziniec agencji czterokonną dorożką, krzycząc - Mam wszystko w dupie, odeszły wraz z nimi. Nie wystawia się już rachunków na piłeczki do ping-ponga czy pedicure zrobiony na planie w RPA. Nikomu z dzisiejszych dyrektorów kreatywnych nie wystarcza odwagi, żeby na recepcji powiedzieć głośno „idę na squasha, będę za dwie godziny”. Który z nich wykaże się rozbrajającą dziecięcą naiwnością i położy przed klientem projekty, a potem odwróci się na pięcie i wyjdzie z teamem kreatywnym mówiąc - Projekty muszą bronić się same.
Jak dołączyć do grona dyrektorów? Jest wiele sposobów.
Za zasługi droga ciężka i wymaga niemałych osiągnięć. Za kombatanctwo nietrudno, ale długo. Część się wykruszy, nie dotrwa, zmieni branżę albo po prostu wykorkuje i sprawa załatwiona. Przez przypadek raczej rzadko, ale można. W pewnej liczącej się agencji, pracownik działu kreacji został z dnia na dzień dyrektorem. Tak po prostu. Wskazany palcem dołączył do panteonu. Z kolei inny był policjantem po kursie DTP i prosto ze skrzyżowania w Monachium przyjechał do Polski, aby zostać dyrektorem kreatywnym w dużej agencji.
Najprostszą i najszybszą metodą jest założenie własnej agencji. Wydrukowanie wizytówki trwa zaledwie 5 minut.
Rzeczywiście, ostatnie rozwiązanie jest najlepsze. Przynajmniej w moim przypadku się sprawdziło. Nie polecam tylko pójścia na łatwiznę przy wizytówkach. Klienci będą o nich pamiętać również nie dłużej niż 5 minut.
OdpowiedzUsuńW McShicie każdy jest managerem od czegoś. Przecież to brzmi dumnie.
OdpowiedzUsuńBTW: podoba mi się ta akcja na "projekty muszą bronić się same". :)